Kiedy miałam 9 lat, jedyne o czym marzyłam to aby mama rzuciła mi złotówkę przez balkon by nie śmigać na czwarte piętro i ułożyć sobie życie na nowo z paczką czipsów i butelką oranżady. Raz na jakiś czas zdarzyło się, że rzuciła piątkę - wtedy fakt, potrafiło mi się w kalafiorze poprzestawiać, od takiej ilości pieniędzy dziecko szybko odlatuje - koks, lasery, brokatowe naklejki do segregatora z Bloom, z klubu Winx - niby hajsu dużo, ale możesz wybrać tylko jedno. W końcu od tego zastanawiania się człowiek jednak głodniał i wraz wypłata szła na głupoty. Musicie też wiedzieć, że od małego babcia dzierga mi swetry (nawet w ostatni piątek otrzymałam nowiutki, prosto z fabryki), ale odkąd zdarzało się mojej mamie rzucić mi co jakiś czas 5 złotych, babcia rękawy w tych sweterkach robi coraz dłuższe, chyba czuje że przez te odpały od brokatowych karteczek mogli zacząć mnie szukać. Co prawda jeszcze na oddział C mnie nie zgarnęli, ale od czasu do czasu oglądam się za siebie i chowam przed pojazdami na sygnale - lepiej dmuchać na zimne, ale gdyby jednak coś, to będę miała stylizację na każdy dzień tygodnia.
Dobra, świruję. A chyba nie powinnam, bo dziś mało świrujący temat.
Wracając.
Zobaczcie - dziecku do szczęścia niewiele potrzeba. Czasami wystarczy lizak, czasami zabawka, czasami pyszne kanapki od mamy z odkrojoną skórką chleba, oczami z ogórków i uśmiechem z papryki. Czasami wystarczy, że Twoja najlepsza koleżanka wydrze się pod blokiem, budząc pół osiedla, żebyś wyszła się pobawić (albo wyszedł, co za różnica, chłopcy też mają koleżanki). W każdym razie - dziecko potrafi ze wszystkiego zaczerpnąć trochę radości, nawet z głupot. I zarazić nią jeszcze innych wokół.
Parę dni temu do Internetu trafił jednak filmik, który opublikowała mama 9-cio letniego chłopca, Quadena Bylesa i który rozłożył mnie na części pierwsze, przysięgam. Widok dziecka, które mówi - cytuję - "CHCĘ UMRZEĆ (...) CHCĘ SIĘ ZABIĆ!" sprawia, że serce pęka na kawałki, a oczy budują rakietę i odlatują na Marsa, by nie musiały patrzeć na to, co dzieje się u nas na Ziemi. Chłopiec, który powinien płakać tylko dlatego, że zdarł sobie kolano biegając za dziewczynami aby wsadzić im pająka we włosy, cierpi tak, że chce skończyć ze swoim życiem przez swoich rówieśników. Przez inne dzieci, które już w tak młodym wieku potrafiły wygenerować w sobie tyle nienawiści, aby ściągnąć inne dziecko na samo dno, TYLKO dlatego, że inaczej wygląda, bo cierpi na karłowatość. I to cierpi na nią tylko i wyłącznie przez swoich rówieśników.
Aaaa, Grażynko, to tylko dzieci, same nie wiedzą co mówią, trzeba to po prostu zignorować i otoczyć dziecko ciepłem i miłością w domu, przypominać o jego zaletach aby zbudować jego pewność siebie oraz poczucie własnej wartości. W końcu im się znudzi i przestaną, albo obiorą sobie inne dziecko jako cel. To proste.
Droga Helenko, masz rację, niech uczą się życia, Brajanek ma takie dobre serce, niech się nauczy że jak będzie miękką pisią, to musi mieć twardą dupę.
I wiecie co? Najgorsze jest to, że takich Helenek i Grażynek jest dużo. Problem Quadena ma miejsce w Australii, ale z tego typu przemocą dzieci muszą zmagać się na całym świecie. U nas wychowawcy też mówią, zignoruj, znudzi im się. Daj spokój, dokucza Ci bo mu/ jej się podobasz.. Chłopcy w tym wieku tacy są, dziewczynki dojrzewają szybciej, w końcu przestanie.
Tylko, że może przestać za późno.
Mama Quadena pokazuje tym nagraniem, że przemoc w szkole może urosnąć do takiej wielkości, która przerasta nawet rodziców. Ja, oglądając filmik, na którym zupełnie obce dziecko w obcym języku mówi, że chce popełnić samobójstwo, poczułam się bezsilna na tyle, że spociły mi się oczy. Cierpiałam razem z tym dzieckiem. Nie potrafię sobie wyobrazić jak musi się czuć rodzic takiego małego bombla, który ledwie się urodził, a już chce zniknąć z tego świata, bo dane jest mu więcej, niż nawet dorosły byłby w stanie udźwignąć. Jestem naprawdę zdruzgotana tym, że dzieci są w stanie złamać inne dziecko tak, że potrzebuje ono opieki 24 godziny na dobę, bo jeśli ktoś straciłby go z oczu na 10 minut, to mógłby go już więcej nie zobaczyć żywego.
Skąd u tak młodych istot bierze się tyle nienawiści? Gdzie uczą się tych słów, których znaczenia nawet nie znają, a którymi potrafią wyrządzić taką krzywdę?
Uważam, że w domu. Również my, Polacy, jesteśmy szczególnie zawistnym narodem. Wyobraźcie sobie, że wiedziecie spokojne życie, pieniędzy na wszystko Wam wystarcza, ale na wakacje możecie pozwolić sobie jedynie raz do roku, na mazurach. Mimo to jesteście szczęśliwą rodziną, cieszycie się, że macie zdrowe dzieci, siedzicie przy śniadaniu, a ojciec robiąc kawę spogląda za okno, gdzie somsiad już trzeci raz w tym roku, a jest luty, pakuje walizki do swojego passerati z 2019 i leci się wygrzać na Teneryfie.
Iiii... zaczyna się długa lista.
A Ci znowu na wakacje. Skąd oni mają na to wszystko pieniądze? Pewnie jakieś szemrane interesy. Kupuje sprzęt na lewo i omija podatki. Może jakieś narkotyki. Ta jego Lucyna to na pewno tylko dla pieniędzy z nim jest, patrz jak ona wygląda. Twarz spuchnięta od botoksu, ciekawe czy jej to wszystko nie spłynie od ciśnienia w samolocie. Na sztuczne cycki ją było stać, ale cellulitu to już się pozbyć nie mogła. A te dzieci takie rozpieszczone. Ich Danielek to spasiony jak dobry prosiak. Widać, że się powodzi.
A DZIECI SŁUCHAJĄ.
I biorą przykład z rodziców, którzy w tym wieku są ich jedynym autorytetem poza dziadkami. Pewnie już trochę tego buractwa wyssały z mlekiem matki, ale kiedy już są bardziej rozumne, zaczynają chodzić i funkcjonować w społeczeństwie, rozwijają tę nową umiejętność do maksimum. Dobrze wiemy, że to, czego dzieci nie powinny podłapywać, to łapią w locie. I rzucają mięsem - nie wiedząc jeszcze czy to wieprzowinka czy cielęcinka - na prawo i lewo, jakby były ekspertami w dziedzinie wędliniarstwa.
Ten problem nie dotyczy jednak tylko "niewinnych" docinek bombelków, których wiek można pokazać na palcach obu dłoni. Mówię niewinnych, bo w wielu przypadkach rzeczywiście dzieci same nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co dane słowa znaczą, a inne zwyczajnie boją się, że same staną się obiektem docinek, więc dokuczają temu, któremu dokuczają wszyscy. Przemoc w szkole dotyczy też gimnazjum i liceum, co powinno przerażać nas jeszcze bardziej. Są to w pełni rozumni, świadomi swoich czynów ludzie, którzy potrafią siebie nawzajem doprowadzić na skraj wytrzymałości. Znalazłam statystyki z 2018 roku, podające liczbę samobójstw oraz niedoszłych prób samobójczych wśród młodych ludzi w naszym kraju:
"Według prowadzonych przez Komendę Główną Policji statystyk w 2018 roku samobójstwo próbowało popełnić 746 nastolatków w wieku 13-18 lat (w 2017 roku 702 przypadki) i 1143 osoby w wieku 19-24 (tyle samo w 2017 roku)".
Moim zdaniem są to naprawdę duże liczby, które w rzeczywistości są na pewno jeszcze większe. Nie o wszystkich próbach samobójczych wie policja, nie o wszystkich wiedzą nawet rodzice. Znam osoby, które mając mniej niż 25 lat próbowały odebrać sobie życie i nikt z ich najbliższych pewnie do tej pory nie ma o tym pojęcia. Nie jest łatwo słuchać dorosłego człowieka, który opowiada o tym co musiało stać się w jego życiu, aby sięgnął po sznur. Nie wiem jednak, co musi się wydarzyć, żebyśmy otworzyli oczy na ludzką krzywdę i zaczęli reagować. Nie wiem jak nauczyciele mają uczyć dzieci w szkole wzajemnego szacunku, kiedy w domu uczy się ich zupełnie czegoś innego.
Nie wiem. I inni też nie wiedzą, bo ten problem nie znika.
Kończąc mój wywód, życzę nam moi drodzy, żebyśmy byli po prostu dobrzy. Potrafili cieszyć się z czyichś sukcesów i wyciągać pomocną dłoń do tych, którzy tyle szczęścia w życiu nie mają. Tym, u których zawiść zakorzeniła się jednak już na dobre, życzę aby nauczyli się mieć najzwyczajniej w świecie wyjebane, żeby nie pokazywali bomblom jak nienawidzić. W końcu nie bez powodu mówi się, że to ktoś mądry powiedział, że milczenie jest złotem.
Życzenia są bezinteresowne i bez okazji.
Buziaki,
Paulina.
_________________________________________________________________________
PS. Filmik znajdziecie >>tutaj<<